środa, 1 lipca 2015

BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA




Dziewczęta,
zauważyłyście, że w języku utrwaliły się wyrażenia „zła kobieta” i „zły człowiek”, ale nie ma wyrażenia „zły mężczyzna”? Dlaczego?

Co miał na myśli Witkacy, największy bodaj mizogin dwudziestolecia międzywojennego, kiedy w przedmowie do swojej pierwszej powieści w 1919 roku pisał: „Prawdziwa kobieta nie jest zła ani dobra, jest k o b i e t ą – to wystarcza, a winni są zawsze tylko i jedynie mężczyźni”? Podejrzewał, że „kobieta jest potworem”, zastanawiał się tylko, kto i jak mógłby ją zdemaskować, opisać „od środka” tę zmysłową i zachłanną istotę. Ubolewał, że w jego czasach rzadko (za rzadko) sięgały po pióro same kobiety, a te, które sięgały (oprócz zupełnie genialnej, jego zdaniem, choć niedocenianej Nałkowskiej), oddawały się jedynie „subtelnemu omamianiu siebie i innych”. Nie umiałyśmy stanowczo odpowiedzieć, opowiedzieć o sobie i obronić siebie.

Nas, kobiety, łatwo oskarżyć o zło, o całe zło tego świata. Bo się nie bronimy! I wcale nie dlatego, że nie mamy dość siły. Nie bronimy się, bo wychowano nas do bycia dobrymi. Ideałem była i jest „grzeczna dziewczynka”. A tam ideałem, normą! Podarte rajstopki, poplamiona sukienka czy klepnięcie kogoś łopatką po głowie jest odbierane jako zakłócenie normy. Dziewczynki przecież bawią się grzecznie, nie pyskują, ustępują, nie zaczepiają, nie biją, nie oddają, nie odpowiadają na uwagi i nie mają takich samych praw jak ich bracia. Mają za to mnóstwo obowiązków, z których chłopcy są zwalniani (przez mamy i babcie!).

Nie trzeba daleko sięgać: najnowsza kampania społeczna pewnej fundacji mającej w nazwie oboje rodziców, winą za całe zło obarcza wyłącznie kobiety: kobieto, jesteś zła, bo nie masz dzieci, a nie masz ich, bo myślisz wyłącznie o sobie, o swojej karierze, domu, podróżach… Pomiędzy jednymi i drugimi studiami, doktoratem i stypendium zagranicznym, budowaniem domu i zwiedzaniem świata nie miałaś czasu urodzić dziecka, egoistko! Z tego wynika, że nie chciałaś mieć dzieci (jaka z ciebie w ogóle kobieta?)! Jak mogłaś nie chcieć? I nie ma znaczenia, że do urodzenia dziecka konieczny jest także mężczyzna, ojciec. Że poza wszystkim innym niektórzy i niektóre nie mogą mieć dzieci. I że przecież same sobie tych dzieci nie będziemy robić i ich potem same wychowywać i utrzymywać (!). Parę filmów o tym widziałyśmy. A teraz uwaga: do mężczyzny twórcy kampanii nie mają żadnych uwag. On nie musi niczego i o niczym. Znowu jest zwolniony z obowiązku: według twórców kampanii może myśleć wyłącznie o sobie i nikt nie będzie miał o to do niego żadnych pretensji…

Dziewczynki, czy możemy sobie pozwolić na to, żeby być złe? Czy płeć odgrywa tu jakąś rolę? A wychowanie ma znaczenie? Bo skoro zło jest nieodpowiedzialnością, to uciekając przed odpowiedzialnością stajemy się złe i źli. Chyba…
 
A.

środa, 24 czerwca 2015

TO NIE JEST ŚWIAT DLA STARYCH KOBIET? JESZCZE ZOBACZYMY!



Dziewczęta,
pamiętacie, co powiedział ten włoski pisarz, zafascynowany Gombrowiczem i Schulzem? Że to kobiety reprezentują przyszłość i nadzieję ludzkiego rodu. Są mądre, odpowiedzialne, bardziej „dorosłe” niż tęskniący za dzieciństwem mężczyźni – niedojrzali, ciągle potrzebujący opiekuńczych matczynych skrzydeł. Wieczni chłopcy, uciekający przed dorosłymi problemami…

My jesteśmy jak Wendy, przyjaciółka Piotrusia Pana: przedwcześnie dojrzałe, troskliwe i matkujące. Niestety, zwykle nie doceniamy swoich atutów: zawsze chcemy wyglądać na młodsze i głupsze, pragniemy odpowiadać na potrzeby męskiego oka: nieustannie chcemy emanować dziewczęcym wdziękiem podlotka. Maskujemy zmarszczki, siwe włosy, rozpaczliwie wygładzamy uda, łona, dekolty. Nie pozwalamy sobie na luksus przemijania, bo starzejąc się, przestajemy istnieć… A raczej: przestają nas zauważać… Starość jest synonimem bezużyteczności, rezygnacji, biedy, braku perspektyw, samotności, nudy, bezradności i brzydoty.

Wobec powszechnej konieczności bycia osobą młodą, atrakcyjną, szczupłą, modną, pełną energii i chęci do działania, odnoszącą sukcesy i wzbudzającą pożądanie starzejące się kobiety symbolizują przegraną walkę z czasem, porażkę, której młodość nie chce widzieć, w którą młode kobiety nie chcą wierzyć. Z jakiegoś powodu wydaje nam się, że nas to nie dotyczy, że my się nie zestarzejemy. A kiedy jednak zauważamy pierwsze oznaki upływu czasu, za wszelką cenę chcemy go zatrzymać. I co najsmutniejsze, nasze zabiegi z jednej strony są oceniane jako konieczne (w powszechnej ocenie siwe włosy mężczyźnie przydają powagi i szlachetności, a kobietę szpecą), z drugiej zaś często krytykowane – zwłaszcza jeśli publiczność uzna, że stara kobieta swoim „nieodpowiednim do powagi wieku” zachowaniem czy wyglądem niepotrzebnie przyciąga wzrok. Bo przecież nie ma po co „pchać się ludziom w ich pole widzenia” ze swoją pomarszczoną skórą… Znalazło by się wielu chętnych, którzy utopiliby starą kobietę w rynsztoku!

Nie dziwi mnie więc fortelik, który wpadł do farbowanej głowy naszej Irenki. To niedopuszczalne, że przez łobuza dyrektora taki talent się marnuje. Nie ma ról dla starzejących się aktorek? Publiczność nie chce ich oglądać? Starzejąca się aktorka to wstydliwy kłopot dla teatru? Jeszcze zobaczymy! Mamy XXI wiek, minęły ciemne wieki średnie, kiedy to stare kobiety jako pierwsze wypędzano z oblężonych miast, bo były nieprzydatne i zbędne, bo bezproduktywnie pochłaniały cenne zapasy…

Dziewczynki, nie pozwólmy sobą manipulować, nie dajmy sobie wmówić, że jedynym naszym celem jest przeglądanie się w męskich oczach!


Z.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

MILCZENIE KOBIET



Dziewczynki,
spotkałyśmy się tu po to, żeby założyć coś w rodzaju babskiego klubu. Marzyła mi się organizacja, dzięki której nasz głos – głos kobiet – zwielokrotniony i wzmocniony w grupie, będzie nareszcie słyszalny. Ponieważ w masie siła, pomyślałam, że to dobra droga dla nas, kobiet.

Wiecie, jaka jest najważniejsza różnica pomiędzy kobietami i mężczyznami? Wcale nie biologiczna odmienność, mniejsze czy większe mózgi albo inny zestaw hormonów. Kobiety i mężczyźni różnią się przede wszystkim siłą własnych głosów i sposobem patrzenia na siebie na wzajem (ale też na siebie samych). I wcale nie mam na myśli brzmienia głosu czy spostrzegawczości. Chodzi mi o to, że kobiety w odróżnieniu od mężczyzn rzadko zabierają głos na swój temat i rzadko mają odwagę patrzeć na świat po swojemu. Nie mam racji?

Przykłady? Proszę bardzo: w 99,15% przypadkach sprawcą gwałtu jest mężczyzna, ale u nas winą za molestowanie seksualne lub gwałt obarcza się kobietę! Bo była zbyt wyzywająco ubrana albo zachowywała się prowokująco? Jej wina, bo jest kobietą! Sama się prosiła? I statystyki są nieubłagane: 90% procent sprawców pozostaje bezkarnych, a kara za gwałt czy inną przemoc na tle seksualnym najczęściej zostaje zawieszona… Nie protestujemy, nie słyszę powszechnego oburzenia kobiet na ten stan rzeczy, nie wychodzimy z tego powodu na ulice. Zgadzamy się z takim widzeniem?

Inny przykład milczenia kobiet to znikoma obecność ekspertek w publicystyce. Zauważyłyście, że w każdej sprawie – zdrowie, ekonomia, polityka, wybory, ciąża, in vitro, aborcja, przemoc w rodzinie, związki partnerskie – zawsze najwięcej do powiedzenia mają mężczyźni? Nas się nie zaprasza, nie udziela nam się głosu, bo jesteśmy głupsze? Kłótliwe? Mamy za wysoki tembr głosu, który w radiu źle brzmi? Czy co?

A brak kobiet na fotelach redaktorów naczelnych w mediach (ciekawostka: wszystkimi wydawanymi w Polsce pismami o teatrze kierują mężczyźni!) żadnej z was nie oburza i nie dziwi? Czy to naprawę jest stan NATURALNY! Panuje przekonanie, że kobiety są przez naturę wyposażone w cechy, które uniemożliwiają im udział w życiu publicznym. Ich naczelnym powołaniem jest bycie matką, wszelkie odstępstwa od tego przyrodzonego porządku są traktowane jak zakłócenie równowagi w przyrodzie. Podporządkowanie kobiety i jej status obywatela drugiej kategorii – bez głosu – sprowadzenie do funkcji biologicznych (związanych z rozmnażaniem się) wydaje się większości „naturalny”. Wiele z nas patrzy na siebie właśnie w ten sposób – jak na przedmiot pożądania, rozmnażania, karmienia i służenia… Same umieszczamy się w więzach opresyjnych stereotypów.

Wróćmy jednak do teatru. Idzie nowe. I bardzo dobrze, bo do tej pory było słabo. Zanim was tu zaprosiłam, zajrzałam do rozmaitych antologii i spisów lektur, żeby zobaczyć, jaką reprezentację wśród ludzi zajmujących się pisaniem, w tym szczególnie pisaniem dramatów, zajmują kobiety. Niestety – milczymy. W eleganckim dwutomowym wydaniu polskich dramatów współczesnych wśród czterdziestu autorów znalazły się tylko dwie dramatopisarki. A przecież ponad połowa ludzkości to kobiety! Czemu ta połowa nie zabiera głosu we własnych sprawach?

Dziewczynki, nadchodzi nowa epoka. Od dziś – nic o nas bez nas! Dobrze powiedziała Irenka: O dyrektorze ty zły, co wrednie skąpisz mi ról, czekać cię będzie sznur, śmiertelny poznasz ból. Za dróbka powieszą cię, na scenie w blasku świec, gdy spektakl skończy się, z jedną z mych wielkich ról, którą zgotował mi, dramaturg Iredyński... Będę musiała poprosić reżysera, żeby zmienił nazwisko autora na Iredyńska, da tym samym dowód, że rozumie nową epokę...

J.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

SAME JESTEŚCIE SOBIE WINNE


Dziewczęta,
my musimy walczyć. Ruch kobiecy rozwija się na całym świecie. Rzesze kobiet zrozumiały, że jeżeli nie wezmą spraw tego świata w swoje ręce, to ten świat przestanie istnieć. Nie możemy zgadzać się na dominację męskiego punktu widzenia! Bo kiedy my tu zakładamy naszą małą organizację spiskową, mężczyźni – powodowani troską o nasze bezpieczeństwo, a jakże (!) – obmyślają kolejne akty zniewolenia!

Na stronie internetowej jednej z powiatowych komend policji odkryłam właśnie poradnik dla kobiet mówiący o tym, jak unikać sytuacji, które mogą prowadzić do przemocy (molestowania seksualnego, gwałtu, rabunku, pobicia itp.). Ze zdumieniem zauważyłam, że na ośmiu stronach maszynopisu (!) zawarto pouczenia skierowane wyłącznie do kobiet i ani jednej uwagi do mężczyzn. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że w powszechnej opinii za przemoc wobec kobiet nadal obwiniane są przede wszystkim kobiety i to one muszą się potem tłumaczyć. Bo przecież same się prosiły!?

Wśród licznych policyjnych przykazań znalazły się więc uwagi dotyczące wyglądu i zachowania: nieodpowiednie ubranie, śmiałe żarty, samotne chodzenie po ulicy, zwłaszcza po zmroku (jak wracać z pracy od października do lutego? Z ochroniarzem? A może lepiej w ogóle nie wychodzić wtedy z domu?), jeżdżenie windą z nieznajomym mają prowokować niebezpieczne sytuacje, należy ich zatem unikać. Zakładam, że intencje były dobre, a zalecenia powstały na podstawie prawdziwych wydarzeń, ale świadczą one o głęboko zakorzenionym przekonaniu, że gdyby kózka nie skakała… Zabolało tak samo jak „komplementy” na szkolnym boisku.

Bo jak tu się nie złościć, jeśli poucza się nas, żeby nadmiernie śmiałym zachowaniem nie prowokować napastnika, ale nie ma ani słowa do mężczyzn, żeby nie brali flirtu za zaproszenie. Są pouczenia dla kobiet, żeby uważały na żarty w pracy, tymczasem nie ma ani słowa do mężczyzn, żeby trzymali swój język na wodzy i zwracali uwagę na to, czy nie robią komuś przykrości albo krzywdy. Jest prośba do kobiet, żeby nie pozwalały dyrektorowi na wykorzystywanie zależności przełożony–podwładny, ale nie ma prośby do mężczyzn, żeby nie wykorzystywali takiej zależności. Po raz nie wiadomo który całą odpowiedzialnością za krzywdy nam wyrządzone obarcza się nas, kobiety! Do czego my tych biednych mężczyzn doprowadzamy…

A problem jest coraz powszechniejszy: niemal każda z nas doświadczyła molestowania w przestrzeni publicznej, niewybrednych komentarzy na temat naszego ciała, klepania i dotykania bez naszej zgody, część z nas padła ofiarą gwałtu. Jednym słowem, każdy napotkany mężczyzna: czy to w domu, czy na ulicy, w windzie, w garażu czy na korytarzu w pracy to potencjalne zagrożenie dla nas… Powtarzam: musimy się zorganizować, nawet jeżeli miałaby to być organizacja tajna!

A.

piątek, 5 czerwca 2015

NIE POZWOLĘ WAM NA SZERZENIE ZŁA



Dziewczynki,
zebrałam was tu, żeby zadać kłam twierdzeniu, że przyjaźń między kobietami jest niemożliwa.

Że wewnętrzne koalicje, które zawiązują się w każdej grupie, wśród dziewcząt mają zwykle negatywny wydźwięk. Że prowadzą do przemocy, tym okrutniejszej, im silniejsza wcześniej wydawała się więź. Że pośród kobiet nie działa powiedzenie o poznawaniu przyjaciół w biedzie, bo nic nas tak nie cieszy, jak niepowodzenia innych kobiet. Że najwspanialej rozkwitamy wśród chwastów, piękne wyłącznie na tle brzydoty i głupoty. Że nie potrafimy cieszyć się szczęściem koleżanek, zawsze skłonne uważać ich sukcesy za wynik kręcenia tyłkiem i wchodzenia do łóżka. Że jesteśmy zazdrosne o każdy zrzucony przez przyjaciółkę kilogram, o nową zmywarkę, wakacje nad Adriatykiem, zaradnego faceta z kasą. Że nie możemy przeboleć, że ją zapraszają na eleganckie przyjęcia, a nas nie. Że nie jesteśmy w stanie dochować tajemnicy, że potrafimy wykorzystać powierzone nam sekrety przeciwko „przyjaciółce”, bo zawsze znajdzie się atrakcyjniejsza opcja… I że na pytanie: „Dobrze wyglądam w tej kiecce?”, nigdy nie powiemy jej prawdy…

Czy przyjaźń między kobietami to tylko maska zawiści i zazdrości, nieuchronnie prowadząca do zdrady?

Dziewczynki, to nie może być prawda! Ja wierzę w przyjaźń. Mogę być waszym pierwszym wrogiem, ale nie pozwolę wam na szerzenie zła. Pamiętacie, co mówiła Zosia? Że grupy nieformalne mają to do siebie, że ich spójnią jest obecność osoby charyzmatycznej lub też wspólne upodobania, albo cele, a niekiedy nie poddająca się weryfikacji naukowej przyjaźń? Właśnie! Przyjaźń między kobietami!

Nasza grupa mogłaby stać się przykładem organizacji kobiecej opartej na przyjaźni, nie na hierarchii i przemocy. Mamy potencjał, żeby dokonać rzeczy wielkich. Sprawić, by wreszcie zapanowała miłość i łagodność, żeby przestały działać sprzężenia zwrotne nienawiści i przemocy

Dziewczynki, uwierzcie – wszystkie tutaj jesteśmy emanacjami Boga. Bardzo oddalonymi od świata i dobroci, prawie czarnymi, ale jednak emanacjami Boga. Bożena też. Zewrzyjmy szyki! Nie dajmy się namówić na stosowanie przemocy!

J.